Samolot może ulec awarii, samoloty przecież spadają, stado ptaków wpadnie do silnika, ktoś spanikowany otworzy drzwi, zabraknie powietrza dla wszystkich w tym zamkniętym pudełku, umrę ze strachu i paniki, skrzydła się bujają – na pewno w końcu się odłamią od samolotu….
Myśli, wyobrażenia, emocje, lęki. Dziesiątki, może nawet setki zdań, haseł, które układane często przez lata tworzą w głowie obraz niestronnej katastrofy. W każdej grupie uczestników warsztatów są one podobne. Gdy zaczynamy pracę nad strachem przed lotem, trudno nam wyobrazić sobie że może ich być aż tyle. Ale są. Coś z nimi trzeba zrobić.
Ta ostatnia grupa była trochę inna niż poprzednie. Mimo że na kolejnych zapisywanych arkuszach pojawiały się podobne stwierdzenia jak poprzednio mieliśmy wrażenie, że jednak lubią latać. Każdy z uczestników zajęć miał za sobą sporo lotów. Często tych dalekich, Meksyk, Ekwador, Stany Zjednoczone, Japonia. Na pytanie o ilość odbytych lotów jedna z osób zadeklarowała „dwieście, może trzysta”….. Szmer cichego niedowierzania i głośne pytania czy po takiej licznie obytych podróży samolotem można się jeszcze bać ? Okazuje się że można i różne mogą być tego powody.
Najważniejsza jest jednak chęć pozbycia się tego lęku, lub zredukowania. Świadomość, że muszę coś z tym zrobić – żeby świat mi się wreszcie otworzył bardziej, żeby korzystać z niego w każdy możliwy sposób, i żeby przy tym współpasażerowie nie patrzyli na mnie jak na wariatkę. Każdy ma swój własny bezpośredni powód przyjścia na warsztaty.
Staramy się z każdym z uczestników temat „przepracować”. Indywidualnie, i grupowo. Każdy ma czas na zadanie setek pytań do prowadzących, zobaczenia jak olbrzymie kwalifikacje zawodowe ma ta wielka grupa ludzi którzy są zaangażowani w to żeby pasażer mógł bezpiecznie dolecieć na swoje miejsce. Poznani podczas warsztatów osobiście pilot, stewardessa, kontroler, lekarz, mechanik, są dla wielu osób wyobrażeniem że to ci właśnie ludzie bezpośrednio dbają o nasze bezpieczeństwo podczas lotu. No i jak tu się bać skoro sami znajomi dookoła, i dodatkowo też z nami lecą tym samym samolotem.
Tak jak obchodzi się śpiącego dużego psa, tak my poznajemy samolot. Najpierw po cichu na palcach by go nie obudzić obchodzimy dookoła, potem delikatne dotknięcie dłonią puszystej sierści, ciche pogłaskanie, by w końcu nawet bezkarnie wytargać go za uszy. Tak właśnie na zajęciach dotykamy tej „bestii” jaką dla wielu osób jest samolot.
Dwa, bardzo intensywne dni poznawania, dotykania, pochłaniania tego wszystkiego co jest związane z lotem zmienia myśli. Zmienia myśli, zmienia emocje i patrzenie na siebie „przed tym wszystkim”. Teraz „wiem dlaczego samolot nie spadnie jak szybko leci”, teraz „wiem że turbulencje nie są niebezpieczne” , teraz „wiem, że nie umrę ze strachu, bo to niemożliwe” …”wiem że personel jest przeszkolony jak się da najlepiej”.
Czy teraz, po tym wszystkim mniej się boimy? Czy pokochamy latanie? To przyjdzie z czasem, z kolejnymi lotami, które już wiemy, że na pewno będą inne. Będą bardziej świadome, znacznie spokojniejsze. Z czasem z wielką przyjemnością będziemy spoglądać przez okno na mijane dywany chmur, kształty wysepek na morzu, czy śnieżne szczyty gór. A może nawet to my będziemy uspokajać bojącego się pasażera siedzącego obok.